„Przezwyciężyć skutki wojny”

Mieszkając na terenie Archidiecezji Lubelskiej staramy się, jako Bracia Kapucyni, angażować w różne dzieła prowadzone przez Kościół lokalny, którego przecież jesteśmy częścią.  Od pewnego czasu w sposób szczególny rozwija się nasza współpraca z lokalnym Caritas. Przejawia się ona w naszym zaangażowaniu w różnego rodzaju inicjatywy przez nią prowadzone. Szczególnie bliskie są nam te skoncentrowane na posłudze wobec osób bezdomnych. W siedzibie Caritas znajduje się świetlica, gdzie bracia ponowicjusze odwiedzają potrzebujących, rozmawiają z nimi realizując w ten sposób nasz kapucyński charyzmat bycia pomiędzy ubogimi. Taki przykład pozostawił nam św. Franciszek z Asyżu oraz liczni święci, którzy nie żałowali czasu poświęconego ludziom biednym. Oprócz prostej franciszkańskiej obecności pośród nich, szukamy również sposobów na ich duchowe i materialne wsparcie, takich jak zbiórki odzieży czy żywności. Jako Bracia przygotowywaliśmy paczki świąteczne dla ubogich, a także zapraszamy bezdomnych do wspólnej modlitwy w kaplicy należącej do Caritas. Organizowaliśmy w niej Liturgię Słowa, której przewodniczyłem jako diakon. Był to czas i miejsce wspólnego słuchania i dzielenia się Słowem Bożym, zakończone adorowaniem Jezusa w Najświętszym Sakramencie. Pragniemy być dla nich i z nimi. Zapraszamy chętnych ubogich, którzy chcieliby znaleźć dla siebie nie tylko pokarm dla ciała, ale także dla ducha.

Posługę tę przeżywamy jako okazję na nasze osobiste nawrócenie. Dzieje się to poprzez doświadczenie dzielenia życia z tymi, którzy w jakiś sposób przeżywają życiowe dramaty. Niezwykłym darem dla nas jest wsłuchiwanie się w ich głos, poznawanie ich historii życia. Bycie z nimi pomaga nam lepiej zrozumieć powód, dla którego ich drogi, aż tak się skomplikowały. Uczą nas oni empatii i wyzwalania się z własnego egoizmu, skupiającego się wyłącznie na własnych problemach i lękach. Ich bliskość rodzi w nas pragnienie, aby jak  to mówią słowa znanej, przypisywanej św. Franciszkowi modlitwy, nie tyle szukać pociechy, co tę pociechę dawać, nie tyle szukać zrozumienia, co rozumieć, nie tyle szukać miłości, co kochać…

Nasza współpraca z Caritas diametralnie zmieniła się wraz z wybuchem wojny na Ukrainie. Sytuacja ta sprawiła, że nasza uwaga zwróciła się również na tych, którzy niewinnie cierpią z jej powodu. Odpowiedź Lubelskiej Caritas była natychmiastowa. Tworzący ją  ludzie bardzo szybko rozpoczęli organizację wsparcia dla braci i sióstr Ukraińców. Ze względu na ogromne ilości pracy, które spoczęły na barkach Caritas, jej pracownicy skierowali do nas prośbę o włączenie się w nową akcję. Również bracia, którzy do tej pory nie pojawiali się w tym miejscu systematycznie, odpowiedzieli na zaproszenie, okazując gorliwe zaangażowanie. Nasza praca jako wolontariuszy polega między innymi na pomocy w  przyjmowaniu napływających z różnych stron świata darów, sortowaniu ich i przygotowywaniu do transportu do Ukrainy. Posługując tam od samego początku mogliśmy zauważyć, jak z dnia na dzień przybywało coraz więcej darczyńców oraz wolontariuszy, a więc osób pragnących okazać serce dla tych, którzy z dnia na dzień stracili wszystko i zostali pozostawieni sami sobie. Oprócz nas, także wielu świeckich  podjęło się tego zadania. Jest to wyraz ogromnej solidarności i miłości wobec naszych potrzebujących braci. Nasi bracia ponowicjusze będąc bardziej dyspozycyjni pojawiają się w Caritas częściej, w ten sposób ucząc się byli blisko ludzi potrzebujących. Bracia studenci natomiast przychodzą według możliwości, wpisując tę posługę w swoje obowiązki. Chciałbym w tym miejscu przytoczyć kilka świadectw braci.

Łukasz Padzik (ponowicjusz):Moje pierwsze spostrzeżenie jest takie, że tam na miejscu (w Caritas) jest cały czas co robić, mamy poczucie bycia potrzebnymi w tracie tej akcji. Zauważyłem także jedność między wolontariuszami. Pamiętam jak jeden pan był zdziwiony, że Polacy mogą tak się zjednoczyć i rzeczywiście nieważne kto skąd przychodził, jakie miał poglądy, wszyscy razem pracowali w jednym celu. Zauważyłem także, że przez to, że byłem w habicie, ludzie, którzy przynosili dary lub chcieli zapytać o pomoc częściej zwracali się do mnie niż do innych wolontariuszy”.

Tomasz Ćwirzeń (ponowicjusz):Dla mnie osobiście posługa uchodźcom w Caritas jest dobrą okazją, by wyjść do ludzi z pomocą taką, jaką jestem w stanie dać bez udawania, że mogę więcej. Jest to dla mnie możliwość bycia z ludźmi w jedności, by pomóc ludziom z Ukrainy przezwyciężyć skutki wojny. Bez oceniania i kategoryzowania. Mnie ta posługa uczy konfrontowania się z rzeczywistością taką jaka jest, bez wypierania jej dla lepszego samopoczucia”.

Bartosz Łosicki (kleryk):Miałem okazję posługiwać w Caritas kilka razy w tym trudnym czasie. Jeden raz działałem w punkcie recepcyjnym w Dorohusku, niedaleko przejścia granicznego. Na terenie siedziby lubelskiego Caritas znajduje się duży punkt przeładunkowy darów. Ludzie z Polski i innych krajów europejskich (m.in. Niemcy, Anglia, Włochy, Finlandia) przywożą rozmaite dary. Trzeba je odebrać, posegregować wg aktualnych potrzeb w Ukrainie, czy też wg potrzeb uchodźców będących już w Polsce. Następnie należy je załadować do TIRa transportowego. Brałem udział głównie przy rozładunkach. Jako że znam angielski, kilka razy pomagałem przy rozładunku darów z zagranicy. Budującym dla mnie było to, że wielu ludzi ofiarnie poświęcało swój czas, by wspomóc ludzi cierpiących. Opowiadali mi, jak początkowo indywidualne inicjatywy przekształcały się w zorganizowane działania. Byli ludzie z Niemiec, dokładnie z miasta Stralsund (północno-wschodnie Niemcy), którzy przejechali prawie tysiąc kilometrów ośmioma wypchanymi po brzegi busami. Spotkałem uchodźców, którzy służą innym uchodźcom, jako wolontariusze. Jednym z nich był chłopak, który za kilka miesięcy będzie obchodził osiemnaste urodziny. Po tym dniu nie miałby możliwości wyjazdu z Ukrainy. Były młode dziewczyny, wolontariuszki z Polski, które z charyzmą i pewnością ogarniały dużą liczbę licealistów, którzy pomagali w ramach zajęć szkolnych. Czasem ilość wolontariuszy była większa niż ilość zadań, zdarzał się bałagan w koordynacji, jednak wraz z kolejnymi dniami było z tym coraz lepiej, wszyscy uczyli się tej sytuacji, bo nikt nigdy nie działał pod presją. Cóż, czasem nie można zrobić nic innego dla Ukrainy, jak sumiennie wypełniać swoje obowiązki i poprzez codzienne, zwyczajne akty miłości przemieniać siebie i świat.

W punkcie recepcyjnym w Dorohusku, niedaleko przejścia granicznego, posługiwałem jeden dzień. Pałacyk został przerobiony na logistyczne centrum, gdzie przyjmuje się uchodźców, kieruje się ich także w dalszą drogę. Atmosfera wewnątrz była ciężka, i to nie dlatego, że było ciasno i duszno. Na zewnątrz posługa odbywała się trochę tak, jak w siedzibie lubelskiego Caritasu. Z tą różnicą, że część była bezpośrednio dostępna dla potrzebujących, mogli brać, co chcieli. Spotykałem się chyba tylko ze skromnością i powściągliwością. Liczba wolontariuszy była wystarczająca, m. in. byli to harcerze i siostry zakonne. Atmosfera wśród posługujących była dobra. Słyszałem, że klerycy z seminarium lubelskiego często tu przyjeżdżają na nocki. Brat Damian też raz się wpisał w to grono”.

Posługa w Caritas uczy mnie chrześcijańskiej i franciszkańskiej miłości, wychodzenia z własnego egoizmu. Ponadto czuję, że włączając się z braćmi w tę akcję, jesteśmy wspólnotą, która potrafi razem działać w jednym celu i dla słusznej sprawy. Dostrzegam, że nas to jednoczy. Dla mnie osobiście obecność w Caritas daje duże poczucie bycia potrzebnym. Gdy ludzie świeccy widzą nas w habitach, gdy z nimi rozmawiamy, współpracujemy, wiążą się między nami więzi. Jest w tej pracy dużo dobra i radości, choć wszyscy są przejęci trudnym czasem. Wszędzie gdzie jest miłość, tam jest także piękno. Byłem bardzo uradowany, kiedy mogłem wykonywać choćby małe czynności, które przyczyniają się do jakiegoś wspólnego dzieła. Czułem się jak na konkretnej misji. Sporadycznie zlecano mi pojechanie samochodem w różne miejsca, aby coś przywieźć lub zawieźć ludzi z Ukrainy tam, gdzie mają tymczasowo zamieszkać. Ucieszyłem się także, że przy okazji uzgodniliśmy z klasztorem, że sami także przyjmiemy potrzebujących pod nasz dach. Uważam, że Ewangelia jako Słowo musi się realizować faktycznie w naszym realnym życiu, w praktyce. To doświadczenie daje mi wiarę, że jesteśmy w stanie wyjść ze schematów, do których nie raz się przyzwyczajamy i otworzyć serce na potrzebujących. Czuję wdzięczność do ludzi, z którymi jestem, a jednocześnie wyrażam współczucie i żal wobec tego, co dzieje się za wschodnią granicą. Nikt z nas nie chciałby w podobnym położeniu być pozostawionym samemu sobie. Dlatego charyzmat braci mniejszych kapucynów doskonale wpisuje się w działalność miłosierdzia i poświęcania się dla najbardziej opuszczonych. Uważam, że jest to szansa na osobiste i wspólnotowe nawrócenie i powrót do duchowości franciszkańskiej.

Joanna Bańczerowska, Caritas AL: Współpraca z Braćmi jest dla nas, jako Caritas Archidiecezji Lubelskiej niezwykle cenna. Bracia wnoszą w naszą rzeczywistość zupełnie inną atmosferę wynikającą z ich charyzmatu, są dla nas dodatkowym powiewem świeżości, bodźcem ku wychodzeniu z pewnych utartych schematów. Bardzo doceniamy, że możemy na nich liczyć, że w zasadzie zawsze odpowiadają na naszą prośbę o pomoc. Tuż po tym, jak rozpoczęła się wojna br. Mateusz przechodził przez korytarz i mijając moje biuro zobaczył, że koleżanka dyskutuje ze mną klęcząc przy biurku. Zupełnie żartobliwie rzucił, że gorliwie się modlimy nawet pracując, a my spojrzałyśmy na zegarek – było tuż przed 12:00 – od tamtej pory wszyscy pracownicy i wolontariusze przerywają swoją pracę, by na placu przed Caritas zatrzymać się na modlitwie Anioł Pański – ten moment okazał się dla nas naprawdę przełomowy. Dziękujemy, dziękujemy, dziękujemy i prosimy o jeszcze – razem możemy więcej”.

tekst: br. Mateusz Kamecki OFMCap, Lublin

Sekretariat Informacji - Prowincja Warszawska