Wspomnienie o śp. o. Romualdzie Szczałbie

Za miesiąc (8 lutego) będziemy przeżywać 13. rocznicę śmierci naszego współbrata Romualda Szczałby OFMCap, którego kapituła prowincjalna w 2002 roku uhonorowała tytułem: „Ojciec Prowincji”. Zachęcamy, by zapoznać się z jego niezwykłą osobą.

Urodził się w Luborzycy pod Krakowem 5 stycznia 1915 roku. W 1931 roku wstąpił do kapucynów, składając śluby wieczyste 6 stycznia 1936 roku. Święcenia kapłańskie otrzymał 3 września 1939 roku. W czasie wojny ukrywał się i działał duszpastersko we Lwowie. W swoim bogatym w wydarzenia i długim życiu pracował m.in.: w parafii Mikulczyce na Śląsku (obecnie Zabrze) jako wikary, w Wołczynie jako wikary miejscowej parafii i administrator parafii w Krzywiczynach, w Pławniowicach (obecnie Gliwice) pełniąc posługę proboszcza, katechety i kapelana Sióstr Benedyktynek, w Bytomiu jako wikary parafii Podwyższenia Krzyża Św. i katecheta, w Nowej Soli, gdzie był wikarym parafii św. Michała, a następnie, w latach 1950-1951, w Krakowie, jako spowiednik wielu zgromadzeń zakonnych. Oprócz funkcji duszpasterskich pełnił też zadania formacyjne i administracyjne: był wicedyrektorem kleryków, wikarym krakowskiego konwentu, przez 32 lata pełnił posługę sekretarza i ekonoma prowincjalnego. Wykładał w WSD Braci Mniejszych Kapucynów, WSD OO. Karmelitów Bosych, i u OO. Franciszkanów w Krakowie. Z wielkim oddaniem sprawował sakrament pojednania – szczególnie poświęcał czas kapłanom, będąc zawsze do dyspozycji. Zawsze żywo zainteresowany sprawami Prowincji zakonnej i braci. Pozostawił po sobie pamięć człowieka Bożego, pełnego pokoju, pogody ducha i dobroci. Do swoich rozmówców i penitentów często zwracał się słowami „dziecko kochane” i tak też nazywali go współbracia. Zmarł 8 lutego 2008 roku, we wczesnych godzinach rannych, w klasztorze w Krakowie przy ul. Loretańskiej, przeżywszy 93 lata, w Zakonie 76, w kapłaństwie 69. Został pochowany w kapucyńskim grobowcu na Cmentarzu Rakowickim.

Tak wspomina go br. Marek Miszczyński OFMCap:

Mnie osobiście utkwił mocno w pamięci obraz o. Romualda klęczącego przy okienku w oratorium i spoglądającego w ciszy na Jezusa wystawionego w monstrancji. Był dla mnie wzorem rozmodlonego i wiernego modlitwie zakonnika. Któregoś dnia – gdy odeszło sporo braci z WSD – spytałem go, co zrobić, aby wytrwać w powołaniu? Odpowiedział bez wahania: „Modlić się. Tak się modlić, żeby nieustannie myśleć o Bogu”. O. Romuald interesował się też żywo życiem Kościoła; starał się na bieżąco czytać podstawowe dokumenty Kościoła – we wspólnocie krakowskiej był pierwszym, który przeczytał cały Katechizm Kościoła Katolickiego, gdy tylko został opublikowany…

Podczas spowiedzi zawsze chciał podnieść człowieka na duchu, dodać mu nadziei, zachęcić do lepszego życia. Jednocześnie trzymał się jasno zasad wiary i moralności. Ale nigdy nie przedstawiał ich w oderwaniu od miłości Boga. Mówił o niej w prosty sposób, z wielkim wyczuciem i taktem, z przekonaniem, z doświadczenia. Były to krótkie nauki, ale bardzo poruszające. Nieraz się powtarzał, ale jednak były to słowa ciągle świeże i pełne życia. Mnie często powtarzał: „Dziękuj Bogu. Wdzięczność jest najkrótszą drogą do Boga”. Był tak oddany tej posłudze, że nie chciał w ogóle wychodzić z klasztoru, jakby ciągle chciał być na posterunku.

Jeśli za przyczyną naszego współbrata, po wezwaniu jego pomocy, otrzymano dowolną łaskę (wystarczy tu subiektywne przekonanie proszącego), należy koniecznie i bezzwłocznie dać temu świadectwo, opisując to wydarzenie i wysyłając informację na adres mailowy: postulacja(at)kapucyni.pl

lub pocztowy:

Postulacja
Korzeniaka 16
30-298 Kraków

Chodzi o tzw. łaski, czyli spełnione przez Boga prośby dotyczące wszystkich najdrobniejszych rzeczy, o które codziennie się modlimy, typu zgoda w rodzinie, duchowy postęp, pomyślne załatwienia jakiejś sprawy, znalezienia pracy, zdany egzamin, itp.

Modlitwa

Wszechmogący Boże, Ty powołując Twojego sługę Romualda do życia radami ewangelicznymi w Zakonie Braci Mniejszych Kapucynów i do Chrystusowego Kapłaństwa, dozwoliłeś mu poświęcić się dla Twojej chwały, dla Twego Królestwa i dla zbawienie człowieka. Spraw łaskawie, abym za jego przykładem, z pogodą ducha służył Twojej miłosiernej miłości. Poddając się we wszystkim Twojej świętej woli, pokornie proszę Cię o łaskę… Przez Chrystusa, Pana Naszego. Amen

Na koniec oddajmy głos jemu samemu, oddając do dyspozycji jego rozważania i modlitwy. Mogą one stać się i naszymi…

Te modlitwy i rozważania napisałem latach siedemdziesiątych i nimi staram się żyć – O. Romuald

Dziękczynienie po Komunii świętej

Witam Cię, Jezu, w moim sercu.

Skądże to mnie niegodnemu, że Ty Pan mój i Bóg mój przychodzisz do mojego serca, który jestem człowiekiem grzesznym? Wiem, żeś to uczynił jedynie z nieskończonej miłości twojej. I cóż Ci oddam za tak wielką łaskę twoją? Nie mam nic godnego, co bym Ci mógł ofiarować. Z pokorą i żalem to wyznaję. Ale przynajmniej to, co mam, to Ci chętnie oddaję. Oddaję Ci wolę moją: rozporządzaj mną jako własnością swoją; oddaję Ci serce moje, abym Cię ponad wszystko miłował; oddaję Ci rozum i pamięć moją, abym jak najczęściej myślał o Tobie i twoich boskich sprawach; oddaję Ci język mój, abym mówił tylko to, co się Tobie podoba i jak się Tobie podoba; oddaję Ci zmysły moje, aby mi służyły do lepszego poznania Ciebie z rzeczy tego świata a tym samym do gorętszego umiłowania Ciebie; oddaję Ci na ostatek całego siebie z duszą i ciałem, w życiu i przy śmierci: czyń ze mną, co Ci się podoba, gdyż niczego nie chcę przeciwko twojej woli.

Dzięki Ci składam, o dobry Jezu mój, za wszystkie łaski i dobrodziejstwa twoje, a szczególnie żeś mnie odkupił, do świętej wiary twojej i kapłaństwa twojego w zakonie serafickim powołał, że mi dajesz święte natchnienia i łaskę uznawania łask twoich za dar twój; dziękuję Ci za wszystkie cierpienia, jakie na mnie dopuszczasz: lękam się ich, ale chcę je cierpliwie znosić, jeśli się tak Tobie podoba; dziękuję Ci na ostatek za wszystkie łaski i dobrodziejstwa twoje, jakimi mię w życiu obdarzyłeś.

Przepraszam Cię, Jezu, za wszystkie grzechy dawnego mojego życia, za liczne roztargnienia na modlitwie, za brak ducha ofiary. Przebacz mi, dobry Jezu, wszystkie grzechy moje: nie zrażaj się wielką moją nędzą.

Pragnę też wynagrodzić Ci za grzechy innych ludzi, zwłaszcza tych, którzy odstępują od twojej świętej wiary, którzy się zupełnie nie liczą z twoimi przykazaniami, którzy znieważają twój Przenajświętszy Sakrament lub uwłaczają czci Matce twojej przenajdroższej; wreszcie pragnę Ci wynagrodzić za grzechy sług twoich, którzy sobie lekceważą twoją świętą służbę, a nawet ją całkowicie porzucają.

Żal mi, Jezu, że tylu ludzi Ciebie nie kocha, że tylu sług twoich nie znajduje radości w służbie Twojej.

Wiem, że to mogę uczynić jedynie wielką moją miłością. Jezu, daj mi wielką miłość ku Tobie, abym tęsknił za Tobą aż do pragnienia śmierci. Podobnie wielką miłość daj mi ku twojej ukochanej Matce, ku twojemu Kościołowi i ku wszystkim ludziom, dobrym i złym, bo Ty wszystkich kochasz i tego także ode mnie oczekujesz.

W tym celu daj mi ducha modlitwy, pokory. posłuszeństwa, ubóstwa, czystości, cierpliwości, skupienia, umartwienia, zupełnego zgadzania się z twoją wolą, gorliwości o chwałę twoją, o zbawienie ludzi, o wybawienie dusz z czyśćca, o własne uświęcenie, prawdziwej zakonności, jak największej wdzięczności za dobrodziejstwa twoje, roztropności i męstwa; udziel mi też daru mądrości, rady, rozumu, umiejętności, pobożności, bojaźni Bożej oraz mocy. Z miłości ku twojemu Najświętszemu Sercu daj mi ducha ofiary.

Pragnę, aby całe życie moje było aktem doskonałej miłości. Oddaję Ci się na ofiarę zadośćuczynienia twej miłości najłaskawszej. Wyniszczaj mnie bezustannie. Przelewaj w serce moje strumienie nieskończonej miłości, przepełniające Serce twoje, abym stał się męczennikiem twej świętej miłości. Niechaj to męczeństwo przygotuje mnie do stawienia się przed Tobą bez zmazy grzechowej , a potem niechaj umrę, aby dusza moja mogła zatopić się w twej miłości pełnej miłosierdzia. Za każdym uderzeniem serca pragnę po nieskończone razy ponawiać tę ofiarę moją, abym gdy się już rozproszą cienie śmierci, wiecznie mógł twarzą w twarz oglądać Cię, miłować i wielbić na wieki. Amen.

O mój Jezu, proszę Cię też za wszystkimi, za których się modlić powinienem. Daj im łaski potrzebne w ich stanie, a szczególnie zbawienie wieczne. Pobłogosław moim krewnym w ich trudach życia ziemskiego, a nade wszystko daj im umiłowanie dóbr wiekuistych. Prowadź do wysokiej świętości osoby ze mną duchowo związane, a szczególnie …

Miej w swojej opiece arcybiskupa Jaworskiego i naszego biskupa Padewskiego,

Błogosław moim braciom, pracującym na misjach lub w innych trudnych warunkach; zachowaj ich także od jakiegoś nie bezpieczeństwa.

Daj moim penitentom łaskę prawdziwej skruchy i wytrwania w dobrym aż do śmierci.

Zachowaj Ojczyznę moją od odstępstwa od zasad twojej świętej wiary.

Zachowaj pokój pomiędzy narodami, a gdzie go nie ma, racz go przywrócić.

Proszę Cię za Kościołem katolickim, aby się rozszerzał po całym świecie i uświęcał wyznawców. Pobłogosław twojemu Namiestnikowi, aby jeszcze wiele dobrego mógł zrobić dla chwały twojej, zjednoczenia Kościoła i uświęcenia go oraz szerzenia idei pokoju.

Panie Jezu Chryste, Zbawicielu świata, w największej pokorze błagam Cię przez Najświętsze Serce twoje, byś trzódki swej w jej uciśnieniu nie opuszczał, lecz wzniecił w niej tego Ducha, któregoś zesłał na Apostołów. Proszę Cię, wezwij jak najliczniej szych do stanu kapłańskiego i zakonnego, a tych, których powołasz, niech gorliwość o chwałę twoją i zbawienie dusz uświęca, umacnia twój Duch przeciw wszelkim przeciwnościom. O Jezu, daj mu kapłanów i zakonników według Serca twego.

Wzbudź w Prowincji naszej pragnienie miłowania Ciebie i wiernego pełnienia twojej służby.

Proszę Cię za ludźmi, którzy bardzo cierpią nędzę materialną lub mieszkaniową, ciężkie choroby fizyczne lub psychiczne, a zwłaszcza ciężkie krzywdy, bo te najbardziej bolą. Proszę Cię za ludźmi, którzy żyją z dala od Ciebie, a twoja Najdroższa Matka nawołuje nas, abyśmy się modlili o łaskę nawrócenia dla nich. Proszę Cię za umierającymi, aby schodzili z tego świata pojednani z Tobą. Proszę Cię na ostatek za świętymi duszami w czyśćcu cierpiącymi; one Cię tak bardzo teraz miłują i żałują, że Ci nie służyły lepiej w życiu ziemskim.

O Jezu, racz wysłuchać tych moich błagań, które do Ciebie codziennie zanoszę. Matko Najświętsza, Matko najukochańsza, wstaw się za mną. Święty Józefie, święty mój Ojcze Franciszku, św. Antoni, św. Tereso wstawcie się za mną do Pana Jezusa, uproście mi te łaski, o które Go ustawicznie proszę. Amen.

(Schemat z czasów kleryckich)

Rozmyślanie o ufności ( Kim jest dla mnie Jezus?)

Pan Jezus jest Bogiem, który przybrał naturę ludzką i tak stał się nam jakoś bliższy. Dużo o Nim rozmyślam i czuję, że Go coraz więcej kocham i bardzo, bardzo Mu ufam. Ufam nie w tym znaczeniu, że jeśli Go o coś poproszę, to mi na pewno da. Także i do mnie mogą się odnosić jego słowa: „Nie wiecie, o co prosicie”. Ufam Jezusowi w sensie głębokiego przekonania, że On mnie kocha, On bowiem każdego człowieka kocha. Wierzę, że On chce mojego najwyższego dobra – wiecznego szczęścia, że On chce mnie do tego szczęścia skutecznie doprowadzić, choć raczej pośród utrapień życia ziemskiego niż chroniąc mnie przed nimi.

Czy w obliczu jakiegoś większego cierpienia, mojego lub cudzego, nie rodzi się we mnie naturalny lęk przed nim? Owszem boję się. Równocześnie jednak na myśl o zbliżającym się cierpieniu lub w czasie jego nawiedzenia ufam, wierzę, że Jezus mnie kocha, ale On wie, co robi, dopuszczając cierpienie, którego tak łatwo mógłby nie dopuścić. On wie, że cierpienie służy mojemu (i nie tylko mojemu) ostatecznemu, wiecznemu dobru. Ta pewność co do Jego boskiej, mądrej miłości daj e mi mimo lęku przed cierpieniem pewną równowagę ducha.

Czy zatem wobec problemu cierpienia swojego lub cudzego nie przeżywam właściwego ludziom pytania o sens cierpienia? W sferze uczuciowej jak najbardziej. Tajemnicy cierpienia zgłębić nie potrafię. Wpatruję się jednak w nią w świetle Ewangelii, a ona przemawia do mojego umysłu i serca i mówi mi, że Pan Jezus przyszedł na świat w poniżeniu: cierpień nie zniósł, lecz podzielił je z nami, naszą ciężką, ziemską dolę. Choć sam wszechmocny, choć przeszedł dobrze czyniąc, został przez ludzką nienawiść skazany na haniebną, straszną śmierć. Przyjął ją, choć mógł jej nie przyjąć. Skłoniła Go do tego jego miłosierna miłość względem nas. Cóż znaczą moje cierpienia (nie mało ich było w moim życiu) wobec Jego cierpień? Jednak On podjął te cierpienia, On – wszechmoc i mądrość. Zatem muszą one mieć sens. Nie oczekuję, aby mi Bóg wytłumaczył, dlaczego je dopuszcza. Zbyt mały jestem, żeby zrozumieć tajemnice Boga. Choć boję się cierpień, to jednak ufam Jezusowi, mojemu Bogu i Zbawicielowi. O jak dobrze jest Jemu ufać! To daje pewne szczęście nawet wśród cierpień. Podziwiam tych bohaterów krzyża Chrystusowego, którzy prosili o cierpienia. Oni umieli kochać bardzo! Ja potrafię tylko zgodzić się nań, jeśli tego Bóg chce. Bo jak nie mam się bać krzyża, skoro jestem tak słaby? Jak nie mam się nań zgodzić, skoro go dopuszcza Jezus, który mógłby go nie dopuścić, który mnie kocha o wiele więcej, niż ja sam siebie kochać potrafię. Przecież ja Mu tak bardzo ufam.

Cierpienie to jest problem trudny dla mojej sfery uczuciowej, bo w sferze umysłowej to jakoś choć trochę potrafię zrozumieć j ego sens w świetle wiary i w wymiarach wieczności.

O wiele trudniejszy do zrozumienia jest problem zła moralnego, które tak bardzo zalewa świat, w naszych czasach o wiele więcej niż dawniej wskutek wykorzystania środków masowego przekazu. Na drodze zgorszenia zło pochłania coraz nowe ofiary, nawet już dusze młodzieńcze i dziecięce zatruwa jadem niewiary i złych obyczajów.

W dziedzinie wiary szerzy się nagminnie sekciarstwo, kwestionowanie prawd wiary, także pochodzenia człowieka i świata od Boga-Stwórcy i samego istnienia Boga, niekiedy nawet nienawiść Boga, wyrażająca się w kulcie szatana i umyślnym znieważaniu Najświętszego Sakramentu, a w dziedzinie obyczajów pijaństwo, rozpusta, narkomania, wszelkiego rodzaju gwałty i wyrafinowane krzywdy, terroryzm, zawiść, nienawiść i mściwość, nieuczciwość w stosunkach międzyludzkich, brak poszanowania własności społecznej oraz swojej i cudzej godności.

Według oceny człowieka, żyjącego po bożemu, ci wszyscy ludzie, żyjący z dala od Boga, winni by być na wieki odrzuceni od Boga. A jednak jeśli to są ofiary zgorszenia, to mi ich żal. Przecież bardzo wielu tych ludzi, gdyby nie zgorszenie, to mogłoby jakoś inaczej żyć, a gdyby byli dobrze wychowani i w rodzinie i środowisku, to mogliby być dobrzy, a nawet święci.

Jezu, Ty to wszystko widzisz i dopuszczasz do tego, choć mógłbyś nie dopuścić. Jezu, ja tego nie mogę pojąć, jednak … ufam Tobie. Wolę ślepo zaufać Tobie niż mojemu maleńkiemu rozumowi. Jezu, ja Ci ufam, ja wierzę, że ostatecznie Ty zwyciężysz, ale i tego się spodziewam po twoim nieskończonym miłosierdziu, że wielu, bardzo wielu ludzi, którzy żyją według naszej oceny z dala od Ciebie, dosięgnie twoje miłosierdzie i zostaną zbawieni. Może właśnie dopuszczasz zło, aby tym więcej okazało się twoje miłosierdzie. Słowa twojego Apostoła o łasce, która „więcej obfitowała tam, gdzie się rozlał grzech”, pozwalają mi snuć takie przypuszczenie. Pełne tajemnicy przejście z życia doczesnego do wiecznego może właśnie jest tym momentem twej miłości i miłosierdzia. Nie wiem, ale ufam bardzo, że nawet jednego człowieka nie będzie w piekle bez jego pełnej winy.

Jezu, ja uwielbiam twoje nieskończone miłosierdzie i tym więcej Cię za to kocham. Zrób ze mną, co Ci się podoba, tylko nie dopuść, bym miał Cię nie kochać i Tobie nie ufać. Jezu, Ty dajesz mi poznać moją wielką nędzę, choć strzeżesz mnie od wyraźnych grzechów, a równocześnie budzisz w moim biednym sercu wielkie pragnienie kochania Ciebie ponad wszystko. Jezu, ja kocham Ciebie, kocham twoją najlepszą Matkę, a dla Ciebie kocham też wszystkich ludzi dobrych i złych, bo Ty kochasz wszystkich i tego także ode mnie oczekujesz.

Nie dałeś mi, Jezu, żadnych wybitnych uzdolnień w porządku przyrodzonym, ale budzisz w moim biednym sercu pragnienie kochania Ciebie i wynagradzania Ci za tych, którzy Cię nie kochaj ą, wypraszania dla nich łaski nawrócenia oraz wielką ufność w twoim miłosierdziu. Te twoje łaski cenię sobie ponad wszystko i jestem Ci za nie bardzo wdzięczny.

Jak mi żal, Jezu, jak serdecznie żal tych ludzi, dla których Ty nie jesteś przedmiotem miłości i ufności. Pragną szczęścia, bo któż go nie pragnie, ale nie szukają go w Tobie. Jakże słuszne są słowa św. Augustyna o sercu, które jest niespokojne, póki nie spocznie w Bogu.

Maryjo, Matko Jezusa, naszego Zbawiciela i Matko nasza, pomóż mi ustawicznie kochać Jezusa i Jemu ufać w życiu i przy śmierci. Amen.

Rozmyślanie o pokorze

(Uczcie się ode Mnie, żem jest cichy i pokorny sercem)

Zbawicielu mój Jezu, Ty chcesz, abym był pokorny. Ty sam uczysz mnie pokory przykładem swojego życia. Przekonuj ą mnie o tym okoliczności twojego przyjścia na świat, twojego życia ukrytego i zawsze ubogiego, twojej śmierci, twojego nawet zmartwychwstania i wniebowstąpienia. Wreszcie twoje przebywanie z nami i dla nas w Najświętszym Sakramencie to także dla mnie jedna wielka nauka pokory.

Dlatego widząc twój przykład przyjmuję całą duszą twoje wezwanie do niej. Chcę być pokornym. Chcę być pokornym najpierw w przyjęciu wszystkich tajemnic Bożych, zwłaszcza tak trudniej dla nas do pogodzenia z boską opatrznością i miłością tajemnicy naszej nieprawości i łączącej się z nią tajemnicy cierpienia ludzi, nawet niewinnych dzieci, a także nierozumnych zwierząt. Zdaje mi się, że byłoby lepiej, gdyby wszechmoc boska uczyniła nas lepszymi, doskonalszymi. Jednak kimże ja jestem z moim maleńkim rozumem, abym śmiał osądzać boskie wyroki? Ty, mój Boże, jesteś niepojęty w swej istocie i w swoim działaniu. A ja wierzę w twoją moc mądrość, sprawiedliwość i miłość. Dlatego z całym zaufaniem przyjmuję wszystkie zrządzenia twojej boskiej. Opatrzności, wszystko,. cokolwiek na mnie zsyłasz lub dopuszczasz.

Chcę być pokornym względem twojego świętego Kościoła katolickiego. Wszak jestem w nim bratem mniejszym. Kierując się duchem Ewangelii i Reguły przyjmuję z uległością i prostotą nie tylko jego nauczanie w sprawach wiary i obyczajów, lecz także jego przepisy karności kościelnej i zakonnej. Żywię bowiem przekonanie, że przez uległość Kościołowi, uległość rozumu i woli pełnię równocześnie twoją wolę.

W papieżu chcę widzieć twojego namiestnika, w biskupach następców apostołów, a w strukturze życia zakonnego okazję , dzięki której mogę pełnić ślubowane Ci posłuszeństwo.

Chcę być pokornym także względem ludzi, moich bliźnich. Dlatego nie chcę się wynosić ponad innych, ani ich sądzić. Jeżeli według zewnętrznych objawów będzie mi się zdawało, że jestem od kogoś lepszy lub mądrzejszy, to zaraz chcę sobie uświadomić fakt, że tylu innych znacznie mnie przewyższa i cnotą i mądrością, oraz twoją naukę o talentach, że może Ty dałeś mi więcej niż temu mojemu bliźniemu, a zatem też więcej ode mnie oczekujesz (Cóż masz, czego byś nie otrzymał, a jeśliś otrzymał, to czemu się chełpisz jakobyś nie otrzymał?). A może się nawet mylę w swoich sądach? Wszak ja sądzę tylko z zewnętrznych objawów, a Ty przenikasz serca.

W duchu pokory nie chcę żywić urazy do tych, którzy wyrządzają mi przykrości. Chcę ich cierpliwie znosić i wybaczać im dla miłości twojej, dla upodobnienia się do Ciebie. Jeżeli może oni niesłusznie wyrządzają mi przykrości, to jednak ja na pewno słusznie postąpię, jeżeli te przykrości cierpliwie przyjmę dla wynagrodzenia Tobie za moje i cudze grzechy, czego przecież tak bardzo pragnę.

W duchu pokory chcę też w spornych poglądach nie obstawać uparcie przy swoim zdaniu, pomny na to, że mogę się mylić. Nieraz się już o tym przekonałem.

Wreszcie w duchu tejże pokory i szczerości wobec siebie uznaję, że jestem małym, szarym i przeciętnym człowiekiem. Nie wyróżniam się wśród innych żadnymi wybitnymi uzdolnieniami w porządku przyrodzonym. Świadomy zaś tego najzupełniej się godzę z tym jako z wolą Bożą. Tego wszakże pragnę, bym przy całej mojej małości osiągnął taką świętość, jakiej Ty ode mnie oczekujesz.

Proszę Cię, Boże mój i Zbawco, spraw, abym siebie dobrze poznał i wszystko, co jest we mnie niedoskonałe, słabe i nędzne, przypisywał sobie, a co Ty we mnie dobrego sprawiłeś, abym poczytał za dar twojej miłosiernej miłości i za wszystko Ci był całym sercem wdzięczny.

Uczyń mnie też, zgodnie z moim powołaniem, bratem wszystkich ludzi, bratem pełnym życzliwości i wyrozumiałości, bratem zawsze mniejszym.

O Niepokalana Dziewico Maryjo, Ty zostałaś powołana przez Boga do godności Matki Jego Syna, a przecież uważałaś się w swojej pokorze tylko za Jego służebnicę, gotową do pełnienia Jego woli i całe swoje wyniesienie przypisywałaś Bogu, wysławiając Jego miłosierdzie, gdy Cię Elżbieta pozdrowiła jako matkę Pana. Ucz mnie prawdziwej pokory, abym za twoim przykładem, przypisywał Bogu wszelkie dobro, a sobie tylko nędzę i mimo tej nędzy ufał miłosierdziu bożemu.

Święty Ojcze Franciszku, Ty wołałeś do Boga: „Kto Ty jesteś, Panie, a kto ja”. W tych słowach wypowiadałeś niepojętą wielkość Boga i swoją nicość, mimo żeś był wybrańcem bożym. Ucz mnie wraz z Maryją, Królową zakonu serafickiego, prawdziwej pokory i prostoty. Amen.

Rozmyślanie o śmierci

Wierzę, Panie Jezu, że choć żyjemy na ziemi, to jednak stworzeni jesteśmy do życia wiecznego w radosnym niebie, które obiecałeś nam po świętym życiu ziemskim i w nagrodę za nie, za jego modlitwy, prace i cierpienia. Aby zaś wejść do nieba, trzeba najpierw umrzeć. Ty umarłeś i ja umrę. Ty nieśmiertelny stałeś się człowiekiem, aby móc umrzeć w ludzkiej naturze. Umarłeś, bo chciałeś, ja umrę, bo muszę. I w tym się różnię od Ciebie. Ale chcę się upodobnić do Ciebie w tym, że już teraz wyrażam pełną zgodę na konieczność śmierci.

Śmierć! Jest ona – taka, jaka jest następstwem grzechu rodziny ludzkiej i dla swej goryczy stała się dla nas pokutą. Ja jestem członkiem tej rodziny i dlatego mam udział w jej grzechu. Obciążają mnie też moje osobiste winy. Chcę przyjąć śmierć w duchu pokuty za grzechy.

Pobudza mnie do tego przykład, że Ty przyjąłeś gorycz okrutnej śmierci jako okup za nasze grzechy.

Pobudza mnie też moje płynące z wiary przekonanie, że przez takie jej przyjęcie Ciebie uwielbię, a sam stanę się bardziej godny nieba, do którego zmierzam …

Chcę też spojrzeć na śmierć jako na wyzwolenie: wyzwolenie od skłonności do tego, co zmysłowe i grzeszne, wyzwolenie od trudności umiłowania Boga ponad wszystko, co mi jest jakoś drogie.

Wreszcie w śmierci chcę widzieć bramę do radosnego nieba, wejście na wieczną ucztę Boskiego Króla, na której będziemy się wszyscy upajać niepojętym szczęściem miłowania Ojca, Syna i Ducha Świętego oraz wzajemnej, najszlachetniejszej, najdoskonalszej miłości pomiędzy sobą.

Jezu, jeżeli taka jest prawda o niebie – a Ty sam o tym zapewniasz – to warto umrzeć, aby tam wejść.

Chcę przyjąć taką śmierć co do jej rodzaju i czasu, jaką na mnie dopuścisz. Zgadzam się na nią dla wypełnienia twojej Boskiej woli. Zdaję się całkowicie na Ciebie, bo Tobie bardzo ufam. Pragnę umierać z taką ufnością, jaką mi dajesz teraz, kiedy jeszcze nie umieram. Czyń ze mną, co chcesz, ale mi nigdy twego daru ufności nie odbieraj. Byłoby mi bardzo żal, gdybym choć na chwilę stracił ufność w Tobie, moim Bogu i Zbawicielu, który tak bardzo pragniesz naszego bezgranicznego zaufania Tobie.

Panie, polecam się Tobie.

Jezu, ufam Tobie.

Amen

Jak bardzo Bóg kocha człowieka

Stworzony przez Boga świat jest wspaniały i piękny. Mówi to sama nazwa: świat, mundus, kosmos. Możemy oglądać ten otaczający nas świat żywy i martwy. Możemy wpatrywać się weń przez silne tele- i mikroskopy. I wtedy człowiek bez wiary, ale wrażliwy nie umie sobie nic wytłumaczyć, choć podziwia. Człowiek wiary podziwia i wie: to Bóg stworzył to wszystko, stworzył dla człowieka, bo anioł jako duch tego nie potrzebuje. Co za moc, mądrość i miłość! I człowiekowi dał Bóg pragnienie poznawania tego świata. Bo dla człowieka jest ziemia wraz ze światem zwierząt i roślin. Dla niego słońce świeci i grzeje. To jego mają zachwycać piękne widoki, miłe melodie, przyjemne smaki.

Z miłości Bóg stworzył człowieka, stworzył go szczęścia wiecznego, na swój obraz i podobieństwo. Bóg jest niezmiernie szczęśliwy sam w sobie, a człowiek może być szczęśliwy tylko w Bogu.

Szczęście wieczne, szczęście nieba:

Oczekuje nas tam Bóg, kochający nas bardzo Ojciec. Przygotował nam tam szczęście niewyobrażalne. Mówi o nim Apostoł, sam w widzeniu porwany aż do trzeciego nieba: „Ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani w serce nie wstąpiło (na ziemi) to, co Bóg przygotował (w niebie) dla tych, którzy Go miłują.

Żeby zaś człowiek nie pobłądził w drodze do Niego, do nieba, dał mu Bóg swoje przykazania, wskazujące właściwy sposób postępowania i ostrzegające przed pobłądzeniem lub niebezpieczeństwem. Wszystko z mądrością i miłością. Stąd ten okrzyk człowieka-psalmisty: „O Panie, nasz Panie, jak przedziwne jest twoje Imię na całej ziemi”.

Biuro Prasowe Kapucynów - Prowincja Krakowska